Przeskocz do treści

 

Wiele osób wstrzymuje się z decyzją o podjęciu mediacji frankowych w oczekiwaniu na słynne „rozporządzenie o umorzeniu”, które stało się ofiarą Polskiego Ładu i polowania na nowego ministra finansów.

W minionym roku minister finansów w lutym wydał rozporządzenie dotyczące zaniechania pobierania należności podatkowej od kwoty umorzenia, które otrzymywał frankowicz w procesie mediacji i zawieranie ugody z bankiem. Gdyby nie rozporządzenie, zapisane w ugodzie umorzenie, czasem sięgające kilkudziesięciu tysięcy złotych fiskus traktowałby jako dochód podatnika i obciążyłby podatkiem. A to dla wielu osób podważałoby sens prowadzenia mediacji i zawierania ugody.

Rozporządzenie obowiązywało tylko do końca 20021 roku, tymczasem rok 2021 się kończył, a nowego rozporządzenia nie było. W listopadzie i grudniu frankowicze ruszyli hurmem do mediacji z PKO BP, koniecznie chcąc się zmieścić w czasie obowiązywania rozporządzania. W styczniu kolejka chętnych do mediacji gwałtownie stopniała w oczekiwaniu na nowe rozporządzenie ministra finansów, które miało być gotowe lada dzień – jak informował portal gov.pl. – i brakowało tylko podpisu ministra.

Niestety w styczniu pojawił się Polski Ład, który z początkiem lutego zmiótł ministra finansów ze stanowiska, zanim ten zdążył sięgnąć po pióro. Pełniący jego obowiązki premier zapiera się nogami i rękami, by nie podpisywać niczego, co choćby potencjalnie mogłoby mu jeszcze bardziej zaszkodzić.

Czas leci, rozporządzenia nie ma, ministra nie ma, mediacji nie ma, ugód nie ma. Jest za to Polski Ład, są zaniepokojeni frankowicze i trwa polowanie na nowego ministra finansów, którym nikt nie chce jakoś zostać. Czy propozycję składano już komuś z frankowiczów, tego nie wiadomo.

Mediacja jako usługa ( Mediation as a service) 

Diagnoza   

Podczas spotkania w Ministerstwie Sprawiedliwości padło pytanie: „Czego potrzebują mediatorzy?”, podczas gdy należałoby postawić pytanie: „Czego potrzebuje mediacja?”. Choć odpowiedź wydaje się jasna: potrzebuje zmiany podejścia, to wiadomo, że taka zmiana - o ile zajdzie - nie będzie prosta.

Mediacja dziś to część długiego korowodu działań systemu sprawiedliwości, mieszcząca się gdzieś pomiędzy pozwem a wyrokiem i bardziej kojarzy się z zarękawkową biurokracją niż narzędziem rozwiązywania sporów wykorzystywanym przez nowoczesne państwo. Takie ulokowanie przytłacza i mediację i mediatorów, na czym cierpią przede wszystkim uczestnicy postępowań sądowych. Przepisy prawne dotyczące mediacji, choć miejscami niespójne i niejasne, nie są szczególnie rygorystyczne czy nadmiernie skomplikowane. Rozumie je zarówno mediator prawnik jak i mediator nie-prawnik, przy odrobinie dobrej woli.

To nie one krępują mediację lecz sposób myślenia o mediacji jako narzędziu prawnym, elemencie rozbudowanego systemu, części sądowej machiny. Dla niektórych mediatorów może to być przyjemnie łaskocząca świadomość, jednak dla samej mediacji takie myślenie jest obciążeniem.

Ze swej natury jest ona działaniem dobrowolnym, elastycznym, odformalizowanym, nie służącym wyrokowaniu – a zatem jest zaprzeczeniem klasycznej jurysdykcji ważącej racje i poszukującej winnego. Jednocześnie jest ona uzupełnieniem tego systemu, wsparciem w sprawach trudnych i beznadziejnych dającym czasami nieoczekiwane rozstrzygnięcia. Jednak pomiędzy mediacją a systemem sprawiedliwości nie ma sprzeczności i nie warto ich sobie przeciwstawiać. Warto za to wyprowadzić mediację za stereotypu myślowego zamykającego ją w klatce pojęciowej narzędzia prawa i potraktować ją jako usługę.

Rynek

A usługa to produkt, który należy promować i skutecznie sprzedawać. Skoro można sprzedawać usługi przewodników alpejskich w parkach narodowych, to można również sprzedawać usługi przewodników w obszarach porozumienia i konsensusu, którymi są mediatorzy.

Żeby sprzedawać produkt, trzeba poznać rynek, zbadać klientów, sprawdzić zapotrzebowanie. A jeśli tego ostatniego nie ma – trzeba je stworzyć, wzorem korporacji budując potrzebę, którą zaspokaja nasz produkt – mediacja. Do tego pewnie przyda się strategia oraz biznesplan z horyzontem czasowym i finansowym. Należy też wskazać potencjalne korzyści/zyski dla wszystkich; dla stron, dla mediatorów, dla wymiaru sprawiedliwości, dla gospodarki, dla społeczeństwa.

Dlatego potrzebny jest jasny komunikat-założenie, na przykład takie: „Chcemy, by do roku 2030 do w mediacji znalazło się 10% spraw. Dzięki temu ilość spraw w sądach spadnie z 15mln rocznie do 12mln, a to spowoduje, że każdy sędzia zyska dodatkowo 10 godzin tygodniowo, które będzie mógł poświęcić innym sprawom. Korzyść finansowana wynikająca z 1% spraw mediowanych to X zł, a zatem państwo i wymiar sprawiedliwości zaoszczędzi 10 razy X , czyli Y zł”. Choć wydaje się to nieskomplikowane i pewnie elementarne dla fachowca zajmującego się sprzedażą, taka diagnoza nie powstała do dziś.

Sprzedaż mediacji

Sprzedawcą usługi mediacyjnej musi być początkowo państwo, ale może tę sprzedaż komuś zlecić, na przykład dobrej agencji marketingowej. W ten sposób pieniądze wydawane dotąd na wspieranie wątpliwej jakości akcji ulotkowych podczas Tygodnia Mediacji będą efektywnie spożytkowane. Akcje tego typu są nieefektywne, ponieważ organizowane są przez entuzjastów mediacji a nie przez fachowców od marketingu mediacji i dlatego są chybione, prowadzone wedle schematu „jak bardzo byśmy chcieli, by mediacja zagościła na stałe w polskich domach”. Schemat ten jest życzeniowy i wyobrażeniowy i dlatego nie może przynieść dobrych skutków.

Niezręczną – ale jakże efektywną – akcją propagandową na rzecz mediacji były obostrzenia prawne związane z niemożnością uzyskania świadczenia „500+” przez osoby posiadające dzieci lecz żyjące nieformalnych związkach, o ile nie przedstawiły one wyroku sądowego potwierdzającego wysokość alimentów. Zamiast się tułać po sądach wiele z tych par ruszyło tłumnie do mediatorów zawierając ugody zatwierdzane przez sąd w szybkim tempie, co pozwalało niemal od ręki skorzystać ze świadczenia „500+”.  Dzięki temu wielu młodych ludzi przekonało się o zaletach mediacji i do samej mediacji.

Z pewnością pomysł na promocję mediacji będzie inny, ale to agencja reklamowa ma go stworzyć najpierw określając potencjalnego klienta i jego potrzeby. Tym klientem z pewnością nie są wszyscy uczestnicy postępowań sądowych en bloc, lecz uczestniczące w postępowaniach określone grupy ludzi ze specyficznymi potrzebami, dla których mediacja będzie dobrym rozwiązaniem. O ile ktoś im pokaże czym ona jest, pomoże poznać, zrozumieć i uznać za usługę stanowiącą odpowiedź na swoją potrzebę. Bez badań rynku nie można przesądzać, czy np. bardziej skłonni do korzystania z mediacji są rodzice w rozstaniu czy przedsiębiorcy przy sporach finansowych, ale z pewnością takie badania można wykonać. I to od tych najbardziej skłonnych do mediacji należałoby zacząć akcję promocyjno-sprzedażową.

Nie ministerstwo

Konsekwencją tego myślenia jest konieczność wyprowadzenia mediacji z systemu wymiaru sprawiedliwości i zdjęcie troski o mediację z bark sędziów, poprzez upowszechnienie dostępu do nich zwykłym obywatelom. Lekarz wie jakiego zdjęcia rentgenowskiego potrzebuje ale nie zajmuje się wyszukiwaniem najlepszej pracowni diagnostycznej - podobnie działałby sędzia.

Celem strategicznym byłoby powszechne stosowanie mediacji pozasądowych przez obywateli, których efekty byłyby respektowane (tak obecnie jest) przez sądy, przy weryfikacji zgodności ugód z literą prawa. Mediacje powinny stać się elementem życia społecznego, zde-instytucjonalizowaną usługą społeczną, a nie instrumentem sądowym będącym we władzy państwa, którego ani państwo ani obywatele jako instrumentu nie potrzebują. Wszyscy potrzebujemy usługi.

Wymiar sprawiedliwości zajmuje się sprawami związanymi z wypadkami drogowymi, ale nie interesuje się ani intensywnością ruchu na drogach, ani markami pojazdów, które po nich jeżdżą. Podobnie powinno być z mediacją jako zewnętrzną dla systemu sprawiedliwości usługą, rządzącą się własnymi, jasnymi zasadami, której jedynie efekty oceniane są przez sąd zerojedynkowo; akceptacja lub jej brak.

Zmiana kierunku

Odwrócenie myślenia o mediacji polega także na tym, że to nie sąd powinien kierować strony do mediatora (a obecnie wielu sędziów tak robi) , tak jak nie wskazuje mechanika czy blacharza rozsądzając spór po kolizji. To sami zainteresowani powinni szukać mediatorów, którzy w ich sytuacji najlepiej będą potrafili im pomóc. I z gotowym produktem - ugodą – powinni przyjść do sądu. Jeśli nie, sąd zajmie się ich sprawą.

Niektóre efekty tych zmian to przede wszystkim uruchomienie naturalnego rynku usług mediacyjnych, znaczące zwiększenie ilości spraw rozstrzyganych poprzez mediację, zmniejszenie obciążenia systemu sądowego, częściowe zde-konfliktowanie życia społecznego, zmniejszenie liczby sporów sądowych.

Jeśli chcez podyskutować, napisz:

 

 

 

               Sprawiedliwość made in USA
 
„Kodeks karny rozmawia ze sprawcą przemocy domowej językiem przemocy; kara, nakaz, zakaz. Ale dla sprawcy dużo istotniejszy jest program korekcyjno-edukacyjny – mówił sędzia Michał Lewoc z Sądu Rejonowego w Legnicy. Moim zdaniem nie chodzi o to by kogoś ukarać, lecz by umożliwić mu zmianę”.
Ten niepopularny w Polsce pogląd sędzia wyraził podczas webinaru „Przemoc domowa - jak walczą z nią sądy w Polsce i w USA?” zorganizowanego przez fundację Court Watch Polska.
 
Sędzia Angela McCormick Bisig - Prezes Sądu Okręgowego w Louisville w Kentucky opowiadała o amerykańskim systemie przeciwdziałania przemocy domowej, w którym rolę programu edukacyjnego spełnia dwudziestotygodniowy program reedukacyjny. Uczestnictwo w nim jest obowiązkowe dla prawie każdego sprawcy przemocy domowej uznanego za winnego. Co ciekawe, sprawca może uczestniczyć w takim programie z wolnej stopy ( pod pewnymi warunkami) ale musi za swój udział zapłacić z własnej kieszeni – i to niemało. Państwo zafunduje mu podobny program tylko wtedy, gdy sprawca trafi do więzienia.
 
Sędzia Lewoc wskazywał, że w Polsce powinno być więcej takich programów korekcyjno-edukacyjnych, bo zaledwie co dziesiąty z rzeszy dziesięciu tysięcy skazywanych corocznie z paragrafu 207 KK trafia do programu edukacyjnego. Organizatorzy programów ograniczają liczbę miejsc znając te statystyki. Tymczasem sędziowie wiedząc, że takich miejsc jest mało nie kierują sprawców do reedukacji – i tak się koło zamyka. Jak podkreślał sędzia skuteczność tego typu działania edukacyjnego jest najwyższa w pierwszym przypadku skazania za przemoc domową, a przy recydywie gwałtownie spada.
 
Sędzia Bissig wskazała na szczególną uwagę jaką amerykański system prawny przywiązuje do działania sprawcy przemocy domowej określanego jako strangulation – duszenie. Jest ono traktowane tak samo poważnie jak mierzenie do kogoś z broni z zamiarem pozbawienia życia i podlega karze nie mniejszej niż jeden rok pozbawienia wolności.
Uczestnicy dyskusji zgodzili się, że każdy sprawca przemocy domowej uznany za winnego powinien być kierowany i do programu reedukacyjnego i na terapię. W przeciwnym razie znacznie wzrasta niebezpieczeństwo recydywy, koło przemocy się zamyka.

Nie ma już klasycznej polskiej rodziny - twierdzi dr. Monika Młynarska.

"Coraz częściej małżeństwo się rozpada, a rozwiedzeni małżonkowie tworzą nowe rodziny bądź decydują się samodzielnie wychowywać dzieci (głównie matki). Coraz więcej osób nie decyduje się też na zawarcie związku małżeńskiego, choć mają dzieci. Ta dywersyfikacja rodzin będzie coraz bardziej widoczna."

Mediacja jest sposobem na przeprowadzenie rozstania w sposób spokojny i z uwzględnieniem potrzeb wszystkich w nią zaangażowanych, w tym dzieci.

https://gospodarka.dziennik.pl/news/artykuly/8102311,standardowa-polska-rodzina-nie-istnieje-badanie.html?fbclid=IwAR06a7nlertNRORJlra8h2iLHwgibspJBvl1JPrAXOfrKJj3HRQFB6Xg0tI